Zawsze mu się wydawało, że życie będzie miał inne, obfitsze, bogatsze, niezwyklejsze niż wszyscy. (…) Zdawało mu się przez chwilę, że wszystko rzeczywiste odbyło się wówczas, piętnaście lat temu, a on nic o tym nie wiedział. Tyle starań i wysiłków włożył w następne lata życia, tak wyczerpały go one, i teraz dopiero dostrzega, że były one prochem. Nic mu z nich nie zostało, nawet wspomnienie ówczesnego szczęścia dzisiaj dopiero zdobył. Zobaczył jak na dłoni, że, jak się to mówi w mieszczańskich rodzinach, zmarnował się. Wielki to grzech nie umieć spostrzec własnego szczęścia.
Jarosław Iwaszkiewicz, Panny z Wilka.
– Miłość jest jedynym ludzkim dobrem, po stracie którego czujesz rozpaczliwą pustkę – pomyślał Rafał siedząc w metrze. Wracał do domu na Grochów z pracy na Mokotowie, a i po późniejszej wizycie u córeczki Zuzi. Ciekawe, czy naprawili te latarnie na Kutnowskiej, wczoraj nie świeciły.
-To znaczy czujesz pustkę nawet nie po stracie, choć na początku też, czyli przez pierwsze dwa lata. Ale jak dwa lata miną na płaczu, modlitwach i nadziei, zdajesz sobie sprawę, że rozpacz wynika ze straty nie do powetowania. Żadna inna, choćbyś spotkał się z tysiącem dziewczyn z Badoo, z Sympatii, skądś, nie wywoła huraganu w twoim życiu. Tęsknisz za wiatrem, ale on nie nadchodzi. Już się wywiało, bryza będzie głaskać? Może wysokie fale z odejściem Marty opadły i już nie wrócą?
 |
w tym domu przy Madalińskiego w Warszawie Marta wychodziła na balkon, żeby palić mentolowe Pall Malle |
Czemu, do cholery, gadki innych kobiet wydają się Rafałowi takie jałowe? Te rozmowy na kawkach w Starbucksie. On mnie zostawił, nie płaci na dzieci i takie tam. Istnieję, bo mąż odszedł. Rafał chce wierzyć Alicji Majewskiej. Nie zgadza się, że wszystko w miłości już było i teraz patrzeć tylko wzrokiem ponurym. Dla niego życie teraz to knajpa portowa, dla niej ocean, ale gdzie ona jest, co to na morza z nią wypłynie. Co za niesprawiedliwość. Gdy Rafał był z Martą, nie było dla niego oceanów nie do przepłynięcia, lądów nie do zdobycia. Wyspy Wielkanocne, proszę bardzo. Emocje Rafała zwiedziły już cały świat, co to się dziwić, że nudziły go kobiety, z którymi umawiał się w Starbucksie.
Wspomnienia blakną w pamięci, o czym Rafał był przekonany, bo przecież od rozstania z Martą minęło dwadzieścia pięć miesięcy i osiemnaście dni. W międzyczasie rozwiódł się z Anką, która nie zachwyciła się faktem, że jej mąż będzie miał dziecko z “ta kurwą”.
“Zanim zrozumiesz, jak bardzo kochałeś ją, ona zapomni smak twych rąk” – wyrwały go z zamyślenia słowa piosenki Varius Manx radia ZET Gold.
Na stacji “Racławicka” gitarzysta grał i śpiewał “List do M.”. Dźwięk niósł się doskonale po podziemiu.
Jego druga córeczka Zuzia skończy niedługo trzy lata, był u niej dziś na Mokotowie. Marta siedziała w kuchni. Paliła Pall Malle zielone. Okno wychodziło na Madalińskiego. Na dole zatrzymał się autobus.
– Oooo, książę się zjawił po tygodniu – zauważyła mama Zuzi.
– Weź, po co mam przychodzić częściej, jeszcze się nadzieję na któregoś z twoich absztyfikantów.
– Tobie krowę by podstawić, to byś brał – agresywnie odparła Marta.
Rafał z powodu “niezgodności charakterów” nie mógł z nią mieszkać. Zresztą, co dzień oskarżała go o zdradę i chęć powrotu do żony, co utrudniało skuteczną komunikację. Poza tym sąsiedzi chcieli podsłuchiwać ich rozmowy, ale nie wysłuchiwać karczemnych awantur wzywać policję i opowiadać, co też dzieje się w mieszkaniu za tekturowymi drzwiami.
“Następna stacja “Politechnika”” powiedział megafon w pociągu metra. To było jak wczoraj. Wtedy w Mokpolu na Dąbrowskiego kupował nóżki wieprzowe w galarecie, chleb, Dębowe Mocne, mleko dla Zuzi. W cukierni Haliny Kryś brał pączki dla Marty, a w warzywniaku włoszczyznę na rosół własnej roboty na kurze, wołowym i indyku.
Dopadły go słowa “Białym latawcem”, że sen się skończył, ale nie minął. On ją woła, ona nie słyszy.
– Romuś, ty na kolegów masz czas, a do domu nie wracasz – w tym samym czasie wyrzucała Marta przez telefon nowemu partnerowi, którego jeszcze niedawno był chłopakiem jej kosmetyczki.